Jesienią podjęliśmy decyzję o zimowym wyjeździe w Bieszczady.
W planach mieliśmy korzystanie z zimowych atrakcji przygotowanych przez lokalnych touroperatorów oraz codzienne wizyty na stokach narciarskich. Im bliżej było wyjazdu, tym bardziej zima przypominała wiosnę….
Śnieg stopniał, trawa się zazieleniła w promieniach styczniowego słońca.
Co robić ? Odwołać wyjazd czy dać szanse zimowym Bieszczadom bez śniegu ?
Przyjechaliśmy na ferie zimowe z grupą przyjaciół w Bieszczady zakwaterowanie mieliśmy w hotelu SKALNY SPA w Polańczyku.
Zafascynowała Nas lokalizacja obiektu położonego na cyplu w uzdrowiskowej miejscowości Polańczyk nad Jeziorem Solińskim.
Przy wjeździe do Polańczyka urzekł nas piękny widok opadających porannych mgieł nad jeziorem solińskim, jednakże zmartwił Nas brak śniegu. Przy zakwaterowaniu Pani recepcjonistka zapewniła Nas, że na pewno nudzić się nie będziemy. Liczyliśmy jednakże na śnieg , no cóż aura nie wybiera…
Rano zaproponowano Nam wyprawę samochodami terenowymi 4×4 szlakiem Watahy. Ubraliśmy się ciepło w odzież termiczną, zaopatrzono Nas w termosy z napojem rozgrzewającym . Panowie instruktorzy poprosili abyśmy zabraliśmy również sprzęt fotograficzny dla uwiecznienia fascynujących widoków. Ruszyliśmy w drogę pomimo deszczowej pogody, Zapewniono Nas, że moc atrakcji gwarantowana.
Przy takiej pogodzie. Po dłuższej chwili dojechaliśmy do Kamieniołomu Huczwice znajdującego się nad doliną dziś już nieistniejącej wsi Rabe, pamiętam z sezonu Watahy iż był to miejsce tragedii w której zginęli uchodźcy usiłujący nielegalnie przekroczyć polską granicę.
Tuż obok kamieniołomu zrobiliśmy piękne zdjęcia w rezerwacie geologicznym Gołoborze. Unikalny w tak niskim położeniu świat porostów, mchów i wątrobowców pokrywający przeważnie lite fragmenty skał, sprawił, że poczuliśmy się jak w bajkowej krainie.
Udaliśmy się w dalsza trasę do wypału węgla drzewnego, przypomniały Nam się ogromne stalowe piece do wypału węgla drzewnego, które pojawiały się w serialu Wataha. W piecach zwanych retortami wypala się bukowe kłody zwane metrówkami. Dzięki fachowej regulacji dopływu powietrza kłody zmieniają się w węgiel drzewny. Warto odwiedzić wypał węgla drzewnego w Bieszczadach zanim znikną z krajobrazu. Kilka fotek i jedziemy dalej. Jadąc droga leśną dotarliśmy do położonej w środku lasu małej cerkwi.
Panowie instruktorzy opowiedzieli o tym kultowym miejscu w Bieszczadach. Ze skupieniem słuchaliśmy o historii tego miejsca, podziwiając obraz Matki Bożej Łopieńskiej.
Wysiadamy z samochodów – przyszła pora na szybki spacer doliną Wetlinki. Nasza koleżanka na trasie wypatrywała niedźwiedzi, całe szczęście nie spotkaliśmy żądnego misia. Nad wodospadem Sine Wiry na brzegu było tylko odciśnięty w grząskim błocie ślad jego łapy.
Podczas ekstremalnej trasy przemili instruktorzy opowiedzieli Nam historię wsi Zawój. Urzekły Nas symboliczne drzwi postawione w miejscu wejścia do greckokatolickiej świątyni oraz słynne drzewo w kształcie głowy łosia.
Zafascynowani podróżą dotarliśmy do miejsca gdzie znajduje się stara leśniczówka, w której filmowy Rebrow ukrywał się z dala od cywilizacji. Tak jak na planie filmu zobaczyliśmy pięknie położoną drewnianą chatę na odludziu.
Miejsce to znajduje się w malowniczej dolinie gdzie kiedyś była duża wieś Tyskowa. Chata wciąż stoi i
buduje ten mocno ulotny klimat Bieszczadów…
Wieczorem po ekstremalnej przygodzie rajdowej postanowiliśmy skorzystać ze strefy SPA znajdującej się w naszym hotelu.
Dbając o harmonię ciała i ducha postanowiliśmy się odprężyć. Korzystaliśmy z łaźni parowej, basenu, kąpieli w jacuzzi oraz sauny opalanej drewnem.
Nie omieszkaliśmy pominąć bogatej oferty masaży relaksujących. Polecam masaż olejkami relaksującymi oraz gorącą czekoladą.
Poranek przywitał Nas prześwitującymi promykami słońca, stwierdziliśmy że dziś wybierzemy się w góry. Po śniadaniu poprosiliśmy Panią na recepcji o skorzystanie
usług przewodnika.
Przed hotelem przywitał Nas miły Pan przewodnik proponując nam klika tras górskich, wybraliśmy wyjście na Połoninę Wetlińską, byliśmy ciekawi jak wygląda nowa Chatka Puchatka. Ubrani w odpowiednie obuwie oraz ciepłe ubrania z nakryciem głowy wyruszyliśmy.
Przejazd z Polańczyka do Przełęczy Wyżnej zachwycił nas pięknymi widokami krajobrazowymi. Trasę z Przełęczy Wyżnej na Połoninę Wetlińską trzeba pokonać na odcinku 3km, czas przejścia około 1.5h.
Pomimo zaśnieżonych ścieżek i mroźnego wiatru który dawał się we znaki w wyższych partiach gór dotarliśmy na szczyt, wcześniej pijąc gorąca herbatę w schronisku Chatka Puchatka.
Widok który się przed Nami rozpościerał był cudowny. Pan przewodnik zaproponował Nam po zejściu ze szlaku wyprawę na Rawki, dziś nie mieliśmy już sił.
Zaprawieni wyprawą w góry postanowiliśmy po południem skorzystać z morsowania i saunowania nad brzegiem jeziora w Eko Marinie. Zdrowemu trybowi życia towarzyszą ostatnio różne techniki hartowania organizmu. Zabierając ze sobą strój kąpielowy, ręczniki, sucha bieliznę na zmianę, czapkę i rękawiczki oraz ciepłe ubranie udaliśmy się w kierunku Eko Mariny. Nie zapomnieliśmy o ciepłej herbacie w termosie.
Po przybyciu na miejsce część z Nas rozpoczęła rozgrzewkę w saunie z widokiem na jezioro natomiast pozostali rozgrzewali się różnymi ćwiczeniami angażującymi całe ciało.
Morsowanie w pływających basenach na przystani było relaksująco- odprężające a przede wszystkim bezpieczne gdyż basen posiada sztuczne dno z regulacją głębokości. W klimacie zachwycającego krajobrazu z jednej strony otaczała Nas ściana lasu a przed Nami rozpościerał się widok na zaporę w Solinie, unoszącej się lekkiej mgły nad jeziorem nie odczuwaliśmy zimna, było rewelacyjnie. Po wyjściu z wody na rozgrzewkę zostaliśmy poczęstowani regionalna nalewką.
Po dwóch dniach pełnych fascynujących przygód postanowiliśmy kolejny dzień odpocząć i pozwiedzać okolicę, wybraliśmy się po śniadaniu do Soliny planując spacer po zaporze oraz przejazd kolejka gondolową. W niecałe 10 minut dotarliśmy Naszym samochodem na miejsce. Samochód zostawiliśmy na płatnym parkingu przed zaporą.
Byliśmy pod wrażeniem najwyższej budowli hydrotechnicznej oraz zapory w Polsce.
Idąc kilkakrotnie spojrzałam w dół, pod taflą wody pływały ławice ryb, natomiast po drugiej stronie zapory znajdowały się budynki kompleksu PGE. Z uwagi na okres zimowy na jeziorze pływały dwa statki, podejrzewam, że w okresie letnim na jeziorze jest mnóstwo żaglówek, jachtów, rowerków wodnych.
Faktycznie przechodząc z tamy w kierunku plaży można zauważyć kilka przystani wodnych. Pospacerowaliśmy po kamienistej plaży, co mnie osobiście zdziwiło ponieważ po drugiej stronie akwenu na cyplu w Polańczyku jest plaża piaszczysta.
Ostatnio największa atrakcją w Solinie jest widokowa kolejka gondolowa . Trochę obawiałam się przejazdu kolejką, gdyż czytałam informacje o niej i wysokość 75 metrów najwyższej podpory kolei linowej to trochę wysoko, w najwyższym punkcie spód wagonika znajdzie się 100 metrów nad podłożem. Ale czego nie robi się dla pięknych widoków, kupiliśmy bilety na przejazd kolejka i wyjście na wieżę widokową. Podróż kolejką gondolową określiłabym „widokiem z lotu ptaka na Bieszczady”.
Widzieliśmy Zalew Soliński oraz Zalew Myczkowiecki, zaporę wodną w Solinie, okoliczne miejscowości: Solinę, Bóbrkę, Myczków Myczkowce, Werlas i Polańczyk.
Ponieważ było nieco pochmurno i widoczność była ograniczona nie dojrzeliśmy Połoniny Wetlińskiej. Jednakże na jeziorze dojrzeliśmy Wyspę Dużą i Wyspę Małą.
W drodze powrotnej do Polańczyka wstąpiliśmy zobaczyć Kamieniołom w Bóbrce i Zaporę na Jeziorze Myczkowieckim.
Wieczorem mieliśmy zorganizowane ognisko z kiełbaskami w pięknej Dymnej Chacie na terenie hotelu. Dymna Chata to wyjątkowa budowla pozwalająca na biesiadowanie przy ognisku niezależnie od pogody.
Pijąc gorąca herbatę, regionalnego grzańca, zagryzając gorące proziaki pieczone na blasze słuchaliśmy legend bieszczadzkich opowiadanych przez bieszczadzkiego gawędziarza. Wieczorem pojawiła się gitara no i nasza impreza przeciągnęła się do późnych godzin nocnych.
Śpiewając przy ognisku „Bieszczadzkie anioły” wraz z nowo poznanymi znajomymi postanowiliśmy wracać w Bieszczady tak często jak to tylko będzie możliwe.
Być może mój reportaż z naszej wycieczki ułatwi Twoją decyzję co do wyjazdu w Bieszczady w bezśnieżną zimę. Pamiętaj, ze w górach pogoda zmienia się dynamicznie czego i my doświadczyliśmy wyjeżdżając – w ostatnią noc zaczęło sypać z nieba białym puchem i w przeciągu kilku godzin zrobiło się biało. Planujemy więc wrócić tu jeszcze tej zimy by skorzystać z pozostałych atrakcji – tym razem połączonych z białym szaleństwem !